Reklama
Reklama
Reklama

Nowe sklepy Aldi już otwarte – zobacz gdzie zrobisz zakupy

Aktualności
Jeden poranek. Trzy różne miasta. Jedna, precyzyjnie wykonana operacja, która pokazuje, że niemiecka sieć dyskontów nie bawi się w półśrodki. Podczas gdy większość z nas przewracała się na drugi bok, w Zdzieszowicach, Radzyniu Podlaskim i Skarżysku-Kamiennej otwierano właśnie drzwi do nowych sklepów, przesuwając pionki na handlowej mapie Polski. To nie jest zwykła informacja prasowa. To sygnał. Sygnał, że wyścig o portfel polskiego klienta wszedł w fazę, w której liczy się nie tylko obecność w wielkich metropoliach, ale cicha, metodyczna praca u podstaw, w sercu mniejszych społeczności. Co tak naprawdę stoi za tą cichą ofensywą i dlaczego właśnie te, a nie inne, lokalizacje? Sprawdzam.
Cover
Aldi otwiera nowe sklepy - fot. mat. własne

Strategia małych kroków: dlaczego mniejsze miasta?

Trzeciego września o szóstej rano mieszkańcy trzech miast zyskali nowy punkt na swojej handlowej mapie. Zdzieszowice w opolskim i Radzyń Podlaski w lubelskim to rynkowe debiuty dla tej sieci, podczas gdy w świętokrzyskim Skarżysku-Kamiennej jest to już druga placówka pod tym samym szyldem. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego globalny gracz zamiast walczyć o kolejną działkę w Warszawie czy Krakowie, kieruje swoje siły w stronę znacznie mniejszych ośrodków? Odpowiedź jest prostsza niż się wydaje. To ucieczka od kanibalizmu. Zamiast bić się na śmierć i życie tam, gdzie dyskont stoi na dyskoncie, sieć szuka swojej niszy, budując lojalność od zera. To ma sens. Zanim jednak klienci ruszyli na zakupy, z pewnością wielu z nich sprawdzało, jakie okazje cenowe przygotował na start Aldi, bo to właśnie promocje są często pierwszym języczkiem u wagi przyciągającym lokalną społeczność do nowego miejsca.

Taka taktyka to gra na długim dystansie. Zamiast jednego, spektakularnego otwarcia w centrum metropolii, mamy tutaj do czynienia z siecią pająka, która po cichu oplata kraj, docierając tam, gdzie konsument ma wciąż ograniczony wybór. Każdy taki sklep, jak ten w Zdzieszowicach czy Radzyniu Podlaskim, to nie tylko budynek handlowy. To realna zmiana dla lokalnego rynku i, co tu kryć, wyzwanie dla dotychczasowych, mniejszych graczy. Koniec kropka.

Co w środku? Standard, który ma nie zaskakiwać

Wejście do nowego sklepu nie jest już dzisiaj wielką przygodą. I chyba o to właśnie chodzi. Sieci dążą do tego, by klient wchodząc do placówki w dowolnym mieście, czuł się jak u siebie. Nowe sklepy Aldi zdają się być tego podręcznikowym przykładem. Każdy z nich ma około 1500 metrów kwadratowych, co jest powierzchnią pozwalającą na w miarę swobodne poruszanie się, nawet z wózkiem pełnym po brzegi. W środku dominuje nowy, odświeżony koncept wizualny, gdzie słowo-klucz to "świeżość". Widać to w ekspozycji warzyw i owoców, ale też w ogólnym, jasnym wystroju. To jednak detale często decydują o tym, czy wrócimy do danego miejsca. Tutaj pomyślano o kilku praktycznych drobiazgach:

  • Krajalnica do chleba: Niby nic, a jednak ułatwia życie. Kupujesz bochenek i nie musisz się z nim siłować w domu.
  • Małe wózki dla dzieci: Kto robił zakupy z dzieckiem, ten wie, że to wynalazek na miarę Nobla. Dzieciak zajęty, rodzic spokojniejszy.
  • Ciche godziny: To już standard w wielu sieciach, ale wciąż bardzo potrzebny. Ukłon w stronę osób wrażliwych na hałas i nadmiar bodźców, pokazujący, że duży biznes też potrafi być empatyczny.

Wszystko to składa się na obraz sklepu, który ma być przede wszystkim funkcjonalny. Bez fajerwerków. Po prostu ma działać.

Czym kusi się na otwarciu? Krótki przegląd gazetki

Sama informacja o nowym sklepie to za mało, by przyciągnąć tłumy. Prawdziwym magnesem są zawsze ceny. Przejrzałem ofertę promocyjną, która obowiązywała w tygodniu otwarcia, żeby zobaczyć, na jakie produkty sieć postawiła najmocniej. Wnioski? Klasyka gatunku. Uderzenie w to, co ląduje w naszych koszykach najczęściej.

Weekendowa gazetka Aldi

Warzywa i owoce w mocnym cięciu

To tutaj obniżki były najbardziej widoczne, co jest sprytnym zabiegiem, bo dział warzywny to często pierwsza sekcja, jaką odwiedzamy w sklepie.

  • Papryka czerwona: Cena obniżona aż o 60%, do 5,99 zł za kilogram. To jedna z tych ofert, obok których trudno przejść obojętnie.
  • Polskie śliwki: W cenie 4,49 zł za kilogram, czyli ponad połowę taniej. W sam raz na przetwory.
  • Mięsiste pomidory: Kolejny produkt z ceną ściętą o 50%, do 5,99 zł za kilogram.

Mięso i nabiał, czyli podstawa obiadu

Druga kategoria, w której promocje były wyraźnie odczuwalne, to produkty świeże, wymagające lodówki. To one często decydują o tym, gdzie zrobimy główne, cotygodniowe zakupy.

  • Filety z kurczaka: W cenie 28,99 zł/kg, z podkreśleniem, że pochodzą z hodowli bez antybiotyków.
  • Mielone z szynki: Tutaj zastosowano mechanizm "drugi produkt 70% taniej", który realnie obniża koszt przy większych zakupach.
  • Masło: Podobnie jak przy kawie, drugi produkt z 50% rabatem. To już klasyka promocji w dyskontach.

Widać wyraźnie, że strategia cenowa na otwarcie jest prosta: dać klientom odczuwalną oszczędność na produktach codziennego użytku i w ten sposób zbudować nawyk odwiedzania nowego miejsca. To logiczne.

Często zadawane pytania (FAQ)

Czy Aldi planuje kolejne otwarcia w podobnych, mniejszych miastach?

Analizując dotychczasową strategię sieci, można przypuszczać, że ekspansja w miastach powiatowych i mniejszych ośrodkach będzie kontynuowana. Oficjalne komunikaty o nowych lokalizacjach pojawiają się regularnie na stronie internetowej firmy i w mediach branżowych.

Jaki jest udział marek własnych w asortymencie Aldi?

Model biznesowy tej sieci w dużej mierze opiera się na markach własnych. Stanowią one znaczącą większość oferty, co pozwala firmie na utrzymywanie konkurencyjności cenowej. Oczywiście, na półkach można znaleźć również produkty znanych, zewnętrznych marek, ale nie są one trzonem asortymentu.

Jak w praktyce działają "ciche godziny" w tych sklepach?

Zazwyczaj "ciche godziny" odbywają się w stałych porach, na przykład w soboty rano. W tym czasie w sklepie wyciszana jest muzyka i komunikaty głosowe, a oświetlenie jest przygaszane. Ma to na celu stworzenie bardziej komfortowych warunków do robienia zakupów dla osób z nadwrażliwością na bodźce, np. ze spektrum autyzmu.

Zobacz także:
Reklama