Boże Narodzenie nie obejdzie się bez ryby. Na wigilijnym stole musi znaleźć się karp przynajmniej pod jedną postacią. W niektórych częściach Polski obowiązkowym daniem jest zupa gotowana na wywarze z rybich głów, w innych – ryba po grecku. Jako przystawka koniecznie śledzie, a poza tym karp smażony, pieczony, w galarecie… Jednym słowem – nieważne, jaka, ważne, że ryba.
Ryby są doskonałym wyborem – zdrowe, smaczne, bogate w dobre tłuszcze. Dlatego nie warto wprowadzać innowacji i wyprowadzać ich ze świątecznego menu. Jeśli nie przepadamy z karpiem, poszukajmy zamienników. W sklepach wybierajmy ryby oznaczone niebieskim certyfikatem MSC. Informuje on, że zostały pozyskane w sposób przyjazny dla środowiska, a ich łowiska nie są nadmiernie eksploatowane.
Ze względu na wciąż liczną populację warto kupować karpie, szproty, dorsza bałtyckiego, plamiaka, mintaja, śledzie. Unikajmy pangi – hodowcy tego gatunku nie dbają o zachowanie odpowiednich standardów podczas połowów. Postarajmy się zrezygnować także z łososia atlantyckiego, miruny, tuńczyka błękitnopłetwego oraz halibuta – łowiska tych ryb są przełowione, a jeśli nie powstrzymamy konsumpcji ich mięsa, to niedługo gatunki wyginą.
Okres przedświąteczny to trudny czas dla karpi. W tym przypadku odejście od tradycji i zrezygnowanie z kupowania żywego zwierzęcia jest jak najbardziej chwalebne i pożądane. Żywe zwierzęta przechowywane w ciasnych beczkach są męczone, brakuje im powietrza. Niestety większość supermarketów wciąż kultywuje ten okropny zwyczaj. Przy odrobinie zaangażowania można jednak znaleźć już wyfiletowane ryby. Szukajmy ich np. w Lidlu.